WYPRAWA.netwersja polska
Aktualności

Galeria

Informacje

Trasa
-----
Sponsorzy

Nasze

O

Kontakt


Olympus Mons Projekt "Wrocław na szczytach świata", który stawia sobie za cel zdobycie Korony Ziemi. Wiele informacji praktycznych, opisy i zdjęcia z wypraw w różne góry naszego globu.

Wyprawa rozpoczęła się 10 stycznia 2005 roku, a skończyła 17 grudnia 2005 roku. Odwiedziliśmy Argentynę, Chile, Boliwię, Peru, Brazylię, Białoruś, Rosję, Kirgistan, Chiny, Wietnam, Kambodżę, Laos i Tajlandię.

W trakcie naszej rocznej wyprawy początkowo pragnęliśmy okrążyć Ziemię. Ceny biletów lotniczych okazały się zaporowe i wybraliśmy inny wariant - pierwsze półrocze spędzamy w Ameryce Południowej, wracamy do Polski, po czym wyruszamy do Azji.

Wyjazd miał charakter wspinaczkowo-turystyczny. Pierwszym mocnym akcentem była wspinaczka na Aconcaguę. Najwyższy szczyt obu Ameryk zdobyliśmy Fałszywą Drogą Polaków, nie korzystając z pomocy agencji, mułów czy tragarzy, co jest normą w wypadku tej góry. Po szczęśliwym powrocie, pojechaliśmy najpierw do Buenos Aires, gdzie Gosia otrzymała tymczasowy paszport w miejsce skradzionego, a następnie do Patagonii. Część drogi pokonaliśmy autobusami, część autostopem (ok. 1200 km). Odwiedziliśmy Ushuaię, Park Narodowy Ziemi Ognistej, a następnie udaliśmy się na treking w parku Torres Del Paine.

Uciekając przed patagońską jesienią, przez Chile ruszyliśmy do Boliwii. Odwiedziliśmy olbrzymią słoną pustynię Salar de Uyunii, nadal czynną kopalnię srebra w Potosi, zwiedzaliśmy białe miasto - Sucre, La Paz, oraz zabytki starożytnego Tiwanako. Naszym pierwszym celem w Peru była Lima, gdzie kupiliśmy mapę potrzebną nam w planowanym trekingu do źródeł Amazonki. Wcześniej jednak udaliśmy się do Machu Picchu. Ponieważ podróż pociągiem lub dotarcie Inkaskim Szlakiem są bardzo drogie, opracowaliśmy alternatywną trasę, która obejmowała dojazd środkami komunikacji publicznej do małej wioski w dżungli, a następnie kilkugodzinną wędrówkę prawie nieużywanymi torami do Aguas Calientes, miasta leżącego u stóp miasta Inków. Ostatni odcinek pokonaliśmy nietypowym środkiem transportu - drezyną.

Po zwiedzeniu Cusco pojechaliśmy do Arequipy oraz Tuti, gdzie rozpoczęliśmy wędrówkę do źródeł Amazonki. Dysponowaliśmy mało wiarygodną informacją, skąd należy wyruszyć, i mapą, która okazała się nieprzydatna. Mimo to trzeciego dnia samotnej wędrówki udało nam się dotrzeć do początku największej rzeki świata, a czwartego zdobyć szczyt leżącego nieopodal Nevado Mismi (5597 m n.p.m.). Nadmienię, że nie mieliśmy żadnych wskazówek dotyczących drogi na wierzchołek i - jak wynika z wywiadu przeprowadzonego w agencjach w Arequipie - prawdopodobnie wyznaczyliśmy nową drogę na Mismi. Efektem tej wyprawy jest mój wpis na temat Nevado Mismi w największej internetowej encyklopedii górskiej.

Zobaczyliśmy wnętrze kanionu Colca (staliśmy też na jednym z najwyższych jego punktów, czyli szczycie Mismi) i udaliśmy się do peruwiańskiej części dżungli amazońskiej. Rzeką Madre de Dios dopłynęliśmy do miasta Boca Manu. Tam okazało się, że dalej prawie nic nie pływa i po trzech dniach wypatrywania łodzi oraz walki z zaciekłymi muszkami (na jednej ręce miałem 100 ugryzień) tą samą drogą wróciliśmy do Cusco.

W Peru obejrzeliśmy jeszcze pływające wyspy na jeziorze Titicaca, po czym pojechaliśmy do Boliwii. Tam też odwiedziliśmy rejony tropikalne i przez kilka dni podglądaliśmy zwierzęta na pampie, pływaliśmy z delfinami oraz karmiliśmy aligatory. Drogą przebiegającą pustynnym krajobrazem najeżonym kaktusami udaliśmy się do Argentyny, by obejrzeć jeden z najwspanialszych cudów natury - wodospady Iguazu. W Buenos Aires czekał na nas samolot do Wrocławia.

Pobyt w Polsce był dłuższy, niż zamierzaliśmy - oczekiwaliśmy na nowy paszport oraz wizy. Gdy wszystko było gotowe, przez Moskwę polecieliśmy do Kirgistanu. Tam dołączyli do nas znajomi i przez przełęcz Torugart wjechaliśmy do Chin. Trzy tygodnie spędziliśmy na wspinaczce na Muztagatę (7546 m n.p.m.). Czternastego dnia zmagań stanęliśmy na szczycie - Gosia jest pierwszą Polką na Muztagacie, a ja szóstym Polakiem.

Nasi znajomi wrócili do Polski, a my przez Chiny pojechaliśmy do Azji Południowo-wschodniej. 6000 km pokonaliśmy pociągami i autobusami w pięć dni. Najwięcej kosztował nas najdłuższy odcinek: 56 godzin w pociągu i trzy noce na tzw. twardych ławkach.

Po intensywnej pierwszej części podróży postanowiliśmy odpocząć. We Wietnamie, Kambodży, Laosie oraz Tajlandii zwiedzaliśmy najważniejsze zabytki, nie stroniąc jednak od miejsc mniej lub prawie wcale nie uczęszczanych. Jednym z nich były preangkorskie świątynie Sambor Prey Kuk, w których spotkaliśmy tylko jednego turystę. We Wietnamie i Tajlandii nurkowaliśmy, a w Laosie pływaliśmy kajakami, uczyliśmy angielskiego oraz oddaliśmy krew.

Całą podróż relacjonowaliśmy na bieżąco, umieszczając zdjęcia oraz opowieści w serwisie Wyprawa.net oraz portalu Onet.pl. Przez rok przesłaliśmy do Polski ok. 700 zdjęć i 30 relacji o objętości 122 stron maszynopisu.